Częstochowa - Oświęcim - Wadowice - Zakopane - Kraków

W dniach 06.05.2012 – 11.05.2012 młodzież z Zespołu Szkół nr 2 w Nowym Dworze Gdańskim uczestniczyła w wycieczce dydaktyczno wypoczynkowej do Zakopanego, w której program został wpisany projekt edukacyjny Holocaust – ocalić od zapomnienia.

 

W godzinach rannych 07.05.2012 zwiedziliśmy klasztor na Jasnej Górze w Częstochowie po czym udaliśmy się do Oświęcimia gdzie realizowane było spotkanie na terenie byłego obozu koncentracyjnego w Auschwitz prowadzone przez pracowników Muzeum Auschwitz.

 
Głównym celem tego spotkania było uświadomienie okropności, jakie kryją się pod nazwą Holocaust, ukazanie mechanizmów, które doprowadziły do Holocaustu oraz tego, że występujące współcześnie uprzedzenia etniczne, religijne, terroryzm, akty ludobójstwa stanowią istotne zagrożenie dla całego świata.

 
Proponowane zajęcia były i są inspiracją dla uczniów do samodzielnego myślenia, mają pobudzić ciekawość uczniów, rozwinąć krytyczne myślenie, uświadomić zagrożenia, jakie wypływają z tolerowania przemocy wobec drugiego człowieka, uczyć tolerancji i poszanowania godności innego człowieka.

 
Wejście do obozu otwierała brama, na której widniał napis „Arbeit macht frei”, czyli „Praca czyni wolnym”. W rzeczywistości jednak tak nie było. Ten, kto przekroczył próg bramy nie miał szans na wolność, czekała go tam jedynie śmierć i wszelkiego rodzaju tortury… Jedna z liter na bramie („b” w słowie Arbeit) ułożona jest do góry nogami. Według niektórych relacji więźniów zostało to wykonane specjalnie jako drobny akt oporu. Według innych relacji była to po prostu pomyłka. Kolumny więźniów wprowadzanych do pracy i powracających do obozu przekraczały tę bramę często przy dźwiękach obozowej orkiestry symfonicznej. Nieprawdziwe są liczne kadry filmów fabularnych obrazujące kolumny Żydów przechodzących przez tę bramę - zdecydowana większość z nich trafiała do obozu Auschwitz II.Na terenie Auschwitz I, niektóre bloki i budynki obozowe pełniły specjalne funkcje. My niestety nie mogliśmy wejść do wszystkich, ponieważ były tam prowadzone prace konserwacyjne. W każdym z budynków znajdowały się liczne fotografie, przedstawiały one ludzi w różnym wieku i w różnej sytuacji. Były także fotografie ukazujące pociągi przywożące ludzi, których czekała śmierć w komorach gazowych. Oprócz fotografii były tam również różnego rodzaju dokumenty oraz przedmioty codziennego użytku. Znajdowały się one za ogromnymi szybami. Były to m.in. sterty butów, okularów, garnków, szczoteczek i protez, a także strzępy włosów, wśród których mogliśmy zobaczyć dobrze zachowany długi, rudy warkocz. Za jedną z szyb znajdowała się mała atrapa, która obrazowała drogę skazańców do komory gazowej. W tym pomieszczeniu również za szybą leżała sterta aluminiowych puszek po silnie trującym gazie „Cyklonie B”, który wcześniej używany był do dezynsekcji. Niektóre bloki i budynki pełniły specjalne funkcje. Dziewięć bloków (1,2,3,12,13,14,22,23,24) stanowiły odgrodzony obóz dla radzieckich jeńców wojennych. Blok 10 stanowił miejsce zbrodniczych eksperymentów medycznych. Przeprowadzał je dr Carl Clauberg, który poszukiwał szybkiej i taniej metody sterylizacji kobiet. Bloki od 1 do 10 stanowiły pierwszy obóz kobiecy, który potem został przeniesiony do obozu w Brzezince. Blok 11 był wewnętrznym więzieniem przeznaczonym do odbywania kar za naruszenia prawa obozowego. Znajdowały się tu m.in. tzw. cele stojące, które mogliśmy obejrzeć. Były one tak małe, że zamknięci w nich po 4 osoby skazani musieli pozostawać w pozycji stojącej przez cała noc, a niekiedy przez kilkanaście z rzędu. Zobaczyliśmy również dziedziniec bloku 11, na którym stosowano tzw. karę słupkową. Na parterze bloku mieściły się cele, w których więźniowie czekali na rozstrzelanie pod Ścianą Śmierci, która znajdowała się na dziedzińcu między blokami 11 i 10.

 
Przemierzając muzeum patrzyło na nas setki portretów: kobiet i mężczyzn, starych i młodych... Pod ich nazwiskami widniały nazwy chorób, na które rzekomo "umierali" więźniowie. Jednak w rzeczywistości przyczyną ich śmierci było: bicie, zakatowanie, wygłodzenie, wycieńczenie...

 
Następnie udaliśmy się do Birkenau (Brzezinki), oddalonego o około 3 km od Oświęcimia obozu o powierzchni 140 ha, otoczonego drutem kolczastym pod napięciem. Ujrzeliśmy tam baraki ustawione w rzędach, kiedy weszliśmy do środka, było tam tak samo zimno jak na zewnątrz. Nietrudno sobie wyobrazić co czuli przebywający tam więźniowie: zimno, głód, brzydki zapach dobiegający z "ubikacji", niewygodę (w jednym baraku przebywało około 400 więźniów) i powszechny strach: "co z nami będzie?" Po zwiedzaniu obozu Birkenau skierowaliśmy się z powrotem do Oświęcimia, tym razem aby obejrzeć film o wyzwoleniu więźniów. Było to przerażające. Ludzie wyglądali niczym duchy - wygłodzeni, chorzy, smutni... żadnej radości z odzyskania wolności.

 
Z Oświęcimia udaliśmy się do Wadowic- rodzinnego miasta Karola Wojtyły, gdzie, jak mawiał, "wszystko się zaczęło". Mięliśmy okazję obejrzeć dom, w którym urodził się i wychował Jan Paweł II oraz Kościół, w którym się modlił. Później nastała najprzyjemniejsza część wycieczki: KREMÓWKI!!!!Wycieczka ta była nie tylko lekcją historii, ukazywała także ogrom ludzkiego cierpienia. Dla każdego z nas było to niesamowite przeżycie, które z pewnością pozostanie w naszej pamięci na zawsze...

 
W godzinach wieczornych dotarliśmy szczęśliwie do Poronina – małej podhalańskiej miejscowości niedaleko Zakopanego gdzie była nasza baza wypadowa w górskie wędrówki w Tatry.

 
Drugi dzień wycieczki był bardzo ciekawy. Mogliśmy wcielić się w rolę grotołazów tudzież alpinistów. Początkowo nieskomplikowanie zapowiadająca się wędrówka Doliną Kościeliską zamieniła się w prawdziwą wspinaczkę i penetrację wapiennych jaskiń: Jaskini Mylnej i Raptawicy.

 
Z początku Dolina Kościeliska jest szeroka, ale idąc dalej coraz bardziej się zawęża robiąc coraz ciekawsze wrażenie. W zasadzie do końca, czyli do schroniska Ornak, szlak prowadzi szeroką, wygodną drogą. Idąc dalej dochodzi się do Wąwozu Kraków. Wąwóz robi ciekawe wrażenie i warto go zobaczyć. Po przejściu przez wąską uliczkę wąwozu dochodzi się do jaskini Smocza Jama. Aby się tam dostać trzeba pokonać małą drabinkę (trzeba tam uważać, ponieważ jest dosyć ślisko). Jaskinia jest krótka, idzie się pod górę przy pomocy łańcucha. Niestety niezbędna jest latarka. Jaskinię można również ominąć z lewej strony. Cały szlak jest jednokierunkowy.

 
W drodze powrotnej do Kir – gdzie stał zaparkowany nasz autobus każdy mógł zakupić dla siebie oscypki i delektować się ich smakiem.
Wieczorkiem powróciliśmy do Poronina, a tam obiadokolacja, wieczorna toaleta i udaliśmy się do łóżek, ponieważ następny dzień miał przynieść wiele emocji w „wysokich” Tatrach przy zdobywaniu Giewontu, który króluje nad Zakopanem.

 
Ściana, która jako pierwsza przykuwa uwagę każdego zbliżającego się do Zakopanego wspinacza to mityczna północna Giewontu. Góra na tyle symboliczna i kiczowata zarazem, że po prostu trzeba się z nią zapoznać. Warto to zrobić przede wszystkim z uwagi na fenomenalną wręcz jakość wspinania w tutejszych stromych trawach.

 
Naszą wędrówkę rozpoczęliśmy od Doliny Małej Łąki. Pierwszy odcinek szlaku wiedzie szeroką, leśną drogą wzdłuż Małołąckiego Potoku. Po około 25 minutach dochodzimy do rozdroża, gdzie w prawo odbija niebieski szlak na Małołączniak (Czerwone Wierchy) i pobliski Przysłop Miętusi. Nasza trasa prowadzi teraz bardziej zdecydowanie pod górę, po kolejnych 20 minutach doprowadzając do skrzyżowania z czarno znakowaną Ścieżką nad Reglami. Znajdujemy się na skraju Wielkiej Polany, a kilka kroków dalej roztacza się wspaniały widok przez rozległą, niezadrzewioną równinę w stronę Giewontu i urwistych ścian Wielkiej Turni (1847 m n.p.m.). Po przejściu wzdłuż całej Wielkiej Polany zaczynamy piąć się pod górę przez las. Ścieżka jest kamienista i prowadzi miejscami po dość niewygodnych głazach. Na niektórych skałach obserwować można żłobki krasowe - ciekawie wyglądające formacje powstałe w wyniku rozpuszczania skał przez wodę. Idąc Doliną Małej Łąki można nieźle się zmęczyć, jest to dosyć wymagające wysiłku podejście, ale pod względem technicznym nie wymaga prócz rozwagi i kondycji żadnych innych umiejętności (bo buty górskie to nie umiejętność to sprzęt … ale zawsze znajdą się tacy co w sandałach czy klapkach po górach będą „pomykać” i życzymy im z całego serca tak jak i sobie by zawsze wychodząc w góry w takim samym stanie z nich wrócić). Na Kondracką Przełęcz dostaliśmy się gdzieś około godziny 12 –ej, a stąd na szczyt już tylko 30 minut podejścia przy asekuracji łańcuchów. Jak się okazało szczyt da się zdobyć nawet mając lęk wysokości, sprawdziliśmy to, trzeba tylko się nie wahać i rozważnie stawiać nogi i będzie dobrze. Po zejściu z Giewontu idziemy w stronę Kuźnic. Schodząc na dół udaliśmy się do schroniska na Kondratowej Polanie, a potem dalej do hotelu górskiego na Kalatówkach.

 
Następnego ranka obudziło nas słońce, którego promyki wpadały wprost do naszych pokoi. Po śniadaniu ruszyliśmy na Halę Gąsienicową. Mimo upału wszyscy chętnie pokonywali strome wzniesienia i pagórki. Każdy z nas dzielnie znosił długie godziny marszu, jednak gdy dotarliśmy na szczyt wszyscy podziwialiśmy piękne widoki.

 
Kolejnego dnia zaraz po zjedzeniu śniadania spakowaliśmy walizki do autobusu i ruszyliśmy w stronę Krakowa. Tego dnia autokar można było porównać do darmowej sauny, jednak nikt nie tracił dobrego humoru. Na początku naszej wędrówki zwiedziliśmy Katedrę na Wawelu. Tam zobaczyliśmy piękny grobowiec prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki, jak i Józefa Piłsudskiego i innych władców. Następnie powędrowaliśmy na krakowski rynek. Byliśmy w Kościele Mariackim, gdzie ujrzeliśmy piękny ołtarz wykonany przez Wita Stwosza. Na rynku widzieliśmy Sukiennice i inne krakowskie zabytki oraz mieliśmy możliwość zakupienia pamiątek. Po tym ruszyliśmy w kierunku krakowskich Błoni, gdzie czekał na nas autokar. Stamtąd wyjechaliśmy na „autostradę” w kierunku Nowego Dworu Gdańskiego. Po wielu godzinach jazdy byliśmy już w domach.

 Organizatorzy,

J. Więcek, M. Kabza